Jak zwykle wszystko pod górkę
Piąty dzień mega chemii i oczywiście musiało się coś wydarzyć. Mamy problem z wkuciem.
W czwartek po 23 dojechaliśmy do Wrocławia. Już wtedy okazało się, że
port nie działa. Krysti miał dwa razy zakładaną igłę i jakimś cudem
Pani Doktor udało się podać heparyne. Rano kolejna igła. W końcu udało
się, port się odblokował. Wszystko działało przez te kilka dni aż do
dzisiaj. Krystianek po lekach przeciwpadaczkowych jest bardzo
pobudzony. Niestety musi je dostawać podczas chemii. On ogólnie jest
rozrabiaką, ale teraz jest jeszcze gorzej. Do tego stopnia, że rzuca
czym popadnie np. tabletem. Dziś wyrwał sobie igłę. Po założeniu
kolejnej, krew przestała się cofać i jest problem z podawaniem leków.
Non stop piszczy pompa, bo nie chcą lecieć płyny.
Jutro
najprawdopodobniej pojedziemy do innego szpitala na założenie kolejnego
wkucia. Na dodatek posiew z portu wykazał baterię. Krysti ma włączony
kolejny antybiotyk.
W piątek Synek będzie miał przeszczep, a bez dobrego wkucia nie uda się podać szpiku.
Czy my żadnego etapu leczenia nie możemy przejść spokojnie ?! Zawsze napotykamy problemy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz